Grypa, moja dobra nieznajoma

Z Markiem Prusakowskim, internistą i specjalistą chorób zakaźnych, rozmawia Ewa Opiela

Czy jest Pan zdrowy?

Oczywiście, bo czuję się zdrowo. Choć w moim wieku nadciśnienie nie jest rzadkością. Ale biorę systematycznie leki, kontroluję ciśnienie i staram się zapomnieć o tym rozpoznaniu. Warto pamiętać, że nawet gdy w trakcie leczenia ciśnienie jest nieco niższe, nie odstawiamy gwałtownie leków, w porozumieniu z lekarzem redukujemy raczej ich dawkę. Nie ma bowiem nic groźniejszego niż nagły, grożący wylewem skok ciśnienia w związku z przerwaniem kuracji.

Co zrobić, jeśli zapomni się wziąć lek o konkretnej porze?

Należy wziąć go jak najszybciej, a kolejne dawki przyjmować o wcześniej wyznaczonych godzinach.

I to cała recepta na zdrowie?

O nie, to dopiero preludium. Zacznijmy od mojej ulubionej czynności – od jedzenia.

A widać, widać ten brzuszek...

A niech sobie Pani wyobrazi, jaki by był, gdybym w ogóle nie przestrzegał diety...

Głodzi się Pan?

Boże uchowaj! kiedyś próbowałem nie jeść nic do obiadu. Teraz, po czasie widzę, że to głupota. Wcale nie schudłem, wręcz przeciwnie – na obiad zjadałem dwa razy więcej. I od tamtej pory wiem, że trzeba jeść kilka razy dziennie, zaczynając od pożywnego śniadania, a na niezbyt późnej kolacji kończąc. To "niezbyt późnej" w moich ustach brzmi nieco fałszywie, gdyż w domu w dni powszednie bywam dobrze po godzinie 19.00… No ale jako że jestem nocny Marek, to i do łóżka kładę się kilka godzin po kolacji, więc nie jest najgorzej. Ale wysypiam się i staram zasypiać – co ważne dla zdrowia – o tej samej porze.

Jakaś specjalna dieta doktora Marka?

Lubię dobre jedzenie, a żona, niestety, dobrze gotuje. Nigdy jej nie odmówię – o zgrozo – zjedzenia pierożków z mięskiem. Aby więc ratować się od sytuacji, że łatwiej będzie mnie przeskoczyć, niż obejść, staram się nie jeść białego pieczywa i ziemniaków, ograniczam też tłuszcze zwierzęce. Na szczęście uwielbiam – z wyjątkiem cukinii i kabaczków – warzywa i owoce. To doskonałe, oszukujące głód zapychacze. A przy okazji źródło makro- i mikroelementów oraz witamin. Czy Pani wie, że nasze dzienne zapotrzebowanie na nie pokryje jeden czerwony, zjedzony wraz z tym gorzkim miękiszem (witaminy z grupy B, PP, E i C) grejpfrut i – koniecznie nowozelandzkie – kiwi?

Czemu nowozelandzkie, nie na przykład greckie?

Na skład owocu olbrzymi wpływ ma gleba, na której rośnie to pnącze. Jeśli więc mam wybór, stawiam na Nową Zelandię. Poza tym lubię ryby, zwłaszcza morskie. Omijam natomiast łososie, z wyjątkiem bałtyckiego.

Dlaczego?

Gdyż te dorodne, o żywo łososiowej barwie, pochodzą ze sztucznych hodowli. Są karmione tak samo, jak świnie i drób na farmach – mączką. A tak na marginesie – muzycznym zresztą – czy wiedziała Pani, że jednym z większych producentów (nie bójmy się tego słowa) łososia jest lider Jethro Tull, Ian Anderson?

Nie wiedziałam, ale już wiem. A słodkości?

Unikam słodyczy, nie słodzę kawy ani herbaty... Wie Pani, wyrobiłem w sobie uczucie, że zapachy w cukierni nie budzą mego apetytu, są dla mnie nawet mało przyjemne...

I to działa?

Zazwyczaj tak, ale czasem, gdy zapachnie szarlotka z goździkami i cynamonem, albo świąteczny piernik... Cóż, jestem żarłokiem. Ale ograniczam się do jednego całkiem niedużego kawałka. Czasem też grzeszę gorzką czekoladą i dobrymi lodami, ale naprawdę czasem.

Pozostając w apetycznych rejonach, spytam o używki.

Nie paliłem tytoniu, nie palę i mam nadzieję palił nie będę. Papierosy były w przeszłości powodem rozpadu kilku "wielkich miłości" mego życia. Pewnie nie na tyle wielkich, bym znosił smak popielniczki przy pocałunku... Nigdy też nie sięgałem po środki psychotropowe. Po tabletce aviomarinu jestem nieprzytomny przez wiele godzin, nie chcę więc się przekonywać na własnej skórze, co by było na przykład po relanium. Narkotyków też nie używam, z powodów egocentrycznych – nie zniósłbym, by one, nie ja, mną kierowały.

Alkohol?

Nie będę udawał świętoszka. Używam. Ale – w myśl zaleceń mego dziadka, który dożył w zdrowiu 90 lat – używki służą do używania, nie do nadużywania, a zakąski do zakąszania, nie do jedzenia. O zgubnych skutkach jedzenia zakąsek przekonujemy się w moim szpitalu zakaźnym co roku, gdy podczas przyjęć komunijnych ludzie jedzą zakąski i ich nie popijają, a potem trafiają z zatruciem pokarmowym do nas. Podobnie jak ofiary biesiadnej salmonellozy, która nie wiedzieć czemu dopada przede wszystkim dzieci, kobiety i... kierowców. Tylko proszę nie traktować tego jako zachęty do spożywania alkoholu. To przestroga!

???

By zredukować stres, skuteczniej od alkoholu zadziała odpowiednie hobby. Ja z zamiłowaniem dużo podróżuję po świecie i nałogowo oglądam koncerty na DVD. Stworzyłem nawet w domu specjalnie do tego przeznaczony osobny i nieźle wyposażony pokój.

Zapytam teraz o sport.

To moja bardzo słaba strona. Ze sportów uprawiam w zasadzie jedynie trzy – szybką jazdę samochodem, taniec towarzyski, no i w ciepłych krajach pływanie – nie cierpię bowiem chłodnej wody...

Szybka jazda to sport?

Oczywiście! Wie Pani, ile adrenaliny się wydziela podczas takiej jazdy? Jeżdżę szybko tylko tam, gdzie to nikomu nie zagraża. Wypadki, w których uczestniczyłem, nie były przeze mnie zawinione. I co gorsza dla mego kręgosłupa, najczęściej wjeżdżano w tył mego auta.

Dla kręgosłupa?

A tak, bo w wyniku kilkukrotnego złamania oparcia w samochodzie mam kilka przesuniętych dysków. I kiedy dopadają mnie boleści, poza twardym materacem wspomagam się masażem wodnym i sauną. Nawet latem chodzimy do sauny nie rzadziej niż dwa razy w tygodniu. Poza działaniem przeciwbólowym doskonale hartuje, zwłaszcza, że w jej trakcie wskakuję do balii wypełnionej lodowatą wodą. Pewnie dlatego się nie zaziębiam, choć w zasadzie zawsze chodzę bez czapki i szalika...

A jeśli mimo wszystko jesienna plucha czy też mróz wedrą się Panu do butów lub za kark?

Wówczas natychmiast po powrocie do domu zdejmuję przemoczone buty oraz wilgotne ubrania, rozpalam pod kominkiem i funduję sobie gorącą herbatkę z prawdziwym miodem oraz kieliszeczek tatowej nalewki. Najlepiej na pigwie.

I to wystarcza?

Zazwyczaj tak. A jeśli zdarzy się zachorować, radzę pozostać przez kilka dni w łóżku, wziąć trochę suplementów wspomagających odporność i – jak pisze Wisłocka – przeczekać. Nie warto zgrywać bohatera, gdyż banalne niewyleżane zaziębienie może się przeistoczyć w poważniejszą chorobę. Poza tym, idąc chorym do pracy, naraża się na infekcje współpracowników.

Przyjmować wtedy antybiotyk?

W infekcji wirusowej? To głupota! Antybiotyk w takich razach zamiast pomóc, zaszkodzi. Wirusa nie zabije, wytłucze natomiast krwinki białe, które odpowiadają za odporność organizmu. A jeśli już lekarz zapisze antybiotyk, to nigdy nie wolno przerywać kuracji, nawet jeśli poczujemy się lepiej. Niedobite w ten sposób bakterie nauczą się natychmiast odporności na ten antybiotyk i wiedzę tę przekażą potomnym.

A profilaktyka?

Że mądrzej jest zapobiegać niż leczyć – to może i truizm, ale jakże mądry. Bo zapobiegać jest i zdrowiej, i taniej! Tu mieszczą się także szczepienia. Potrafi my wytwarzać szczepionki chroniące nas przed większością chorób zakaźnych. Ale podchodźmy do nich rozsądnie. Okazało się bowiem, że ciągłe pobudzanie ludzkiego układu odpornościowego może być odpowiedzialne za powstanie chorób z tym układem związanych. Na szczęście światowa Organizacja Zdrowia stworzyła kalendarz obowiązujących szczepień i radzę się go trzymać.

Jak jeszcze możemy dbać o swoje zdrowie?

Właściwie się odżywiać i stosować suplementy zwiększające naturalną odporność, choćby preparaty zawierające czosnek, jeżówkę purpurową czy czepotę puszystą, bardziej znaną jako Uncaria tomentosa. Tę ostatnią systematycznie bierzemy z żoną wczesną wiosną oraz wczesną jesienią. Grypa to nasza dobra nieznajoma...

Dziękuję za rozmowę.

Prozdrowotny dekalog doktora Marka Prusakowskiego

  • Racjonalne odżywianie się
  • Nienadużywanie używek
  • Rozsądna suplementacja
  • Hartowanie organizmu
  • Hobby
  • Sport
  • Odpowiednio wczesna profilaktyka
  • Systematyczne przyjmowanie leków
  • Rozważna antybiotykoterapia
  • Odpowiedni czas leczenia