Bezkrwawe usuwanie migdałków

O wskazaniach do usunięcia migdałków podniebiennych, technikach operacyjnych, potencjalnych zagrożeniach i komforcie pacjenta – w rozmowie z Izabelą Szumielewicz mówią specjaliści otolaryngolodzy, chirurdzy głowy i szyi – dr n. med. Paweł Szwedowicz i dr n. med. Norbert Górski.

– Jakie są wskazania do usunięcia migdałków?

Paweł Szwedowicz: – Są to: nawracające zakażenia migdałków, przewlekłe zakażenia, które nie reagują na prawidłowo prowadzone leczenie zachowawcze, i problemy z oddychaniem – najczęściej obturacyjne bezdechy podczas snu (OBS).

– Chrapanie to też wskazanie do usunięcia migdałków?

P. Sz.: – Jak najbardziej. To pochodna zaburzeń oddychania podczas snu. Kolejne wskazanie do zabiegu to zmiany nowotworowe. W przypadku pojawienia się takich zmian czy zakażeń, usuwamy migdałek doszczętnie. Jeśli zaś problem polega tylko na przeroście migdałka czy drożności dróg oddechowych, możemy się ograniczyć do częściowego usunięcia migdałka.

– Ile takich zabiegów usunięcia migdałków wykonuje się rocznie w Polsce?

Norbert Górski: – To jeden z najczęściej wykonywanych zabiegów laryngologicznych. Oprócz prostowania przegrody nosa, to najczęstsza procedura na każdym oddziale, który wykonuje zabiegi laryngologiczne. Myślę, że mogą być setki tysięcy takich zabiegów w skali roku.

– Jacy pacjenci przeważają – dorośli czy dzieci?

N. G.: – Na pewno jest to najczęstsza procedura chirurgiczna u dzieci. Dochodzi tu aspekt przerostu trzeciego migdałka, który często współistnieje z przerostem migdałków podniebiennych. U dorosłych z kolei systematycznie rośnie liczba wskazań do zabiegu usunięcia migdałków. Coraz większą uwagę przykładamy do jakości snu. Chrapanie, które do tej pory było tylko problemem społecznym, ma teraz istotny wymiar medyczny.

– W jakim znieczuleniu wykonuje się zabieg usunięcia migdałków?

N. G.: – Wszystko zależy od doświadczenia chirurga, stosowanych urządzeń, etc. To jest procedura, w której ostatnio bardzo wiele się zmienia. Ogólnie rzecz biorąc, pacjent jest poddawany znieczuleniu ogólnemu, co zapewnia komfort, zarówno jemu, jak i chirurgowi. Podczas zabiegu stosuje się różne techniki: klasyczne usuwanie raspatorem, laser, elektrochirurgia...

– Jak długo trwa zabieg techniką klasyczną?

P. Sz.: – Zwykle około godziny, choć sprawny chirurg może to zrobić w pół godziny.

– Ile czasu po zabiegu pacjent spędza w szpitalu?

P. Sz.: – Trudne pytanie ze względu na funkcjonowanie NFZ. Pacjent przyjęty do szpitala musi w nim spędzić minimum trzy dni. Ze względów organizacyjnych często leży tydzień.

N. G.: – Z drugiej strony pacjent może wyjść do domu tego samego dnia. Amerykanie robią tak od lat. U nas jednak nie jest to powszechne.

– Skoro usunięcie migdałków to zabieg rutynowy, czy jest w pełni bezpieczny dla pacjenta?

N. G.: – Rutyna potrafi wiązać się z zagrożeniami. Osobiście, nie lubię operować migdałków. To zabieg, który uchodzi za banalny, ale jeśli zdarzy się powikłanie, miewa ono tragiczne konsekwencje. Bywa, że kończy się śmiercią pacjenta.

– Dlaczego tak się dzieje?

N. G.: – Migdałki są zasilane naczyniami krwionośnymi, które pozostają w bliskiej łączności z witalnymi tętnicami. Już w trakcie zabiegu może dojść do masywnego krwawienia. Powikłania pooperacyjne dzielimy na wczesne i późne. Wczesne mogą się wydarzyć do 2–3 dni po zabiegu, późne – nawet do 9 dni. Najczęściej są to niewielkie krwawienia, które ustępują samoistnie.

P. Sz.: – Ryzyko krwawienia może być związane z rutyną, ale przede wszystkim z anatomią, czyli bogatym unaczynieniem krwionośnym oraz bliskością bardzo dużych naczyń krwionośnych. W niewielkiej odległości od migdałków podniebiennych przebiega tętnica szyjna. Próbowano już wymyślić różne narzędzia, żeby zabieg usunięcia migdałków przebiegał szybko, gładko i wygodnie, np. lasery, zwłaszcza te, które zabezpieczają przed krwawieniem. Tyle że laser to bardzo duża energia, którą nie do końca jesteśmy w stanie kontrolować. Pamiętam historię z Niemiec, gdzie chirurg posługiwał się laserem diodowym, operując dziecko. Niby wszystko przebiegało dobrze, ale doszło do masywnego krwawienia, ponieważ energia lasera uszkodziła ścianę głównego naczynia tętniczego. To było już nie do opanowania, nawet w warunkach szpitalnych. Nie chcę przez to powiedzieć, że laser jest złym narzędziem. Pragnę jedynie zwrócić uwagę na fakt, że to nie narzędzie decyduje o powodzeniu operacji, a chirurg, który się nim posługuje. Jeżeli dobrze zna metodę, to potrafi wykorzystać jej zalety i zminimalizować jej słabe cechy.

Pełna treść artykułu w najnowszym wydaniu "Żyj Długo".